....a tak naprawde po raz pierwszy.....Tak.........to moje trzecie podejscie do pieczenia makaronikow, dwie poprzednie proby byly nieudane, tzn. wyszly bardzo smaczne beziki, ale makaronikami juz tego nie mozna bylo nazwac i dlatego w tym celu zapisalam sie niedawno na kurs pieczenia ich.
Kursy tego typu oferuje jedyna w tej chwili taka szkolka pieczenia w Berlinie (sa kursy gotowania, ale pieczenia niestety nie). Prowadzi ja bardzo sympatyczna pani Beate Schulz, szkola nazywa sie
Charlotte i miesci sie niedaleko zamku Charlottenburg. Ostatni termin niestety mi przepadl z powodu zbyt duzej ilosci zgloszen, ale pani obiecala, ze dlatego wlasnie zrobi dodatkowy, slowa dotrzymala i wczoraj po poludniu spedzilam ponad trzy godzinki w sympatycznym towarzystwie na pieczeniu "malych smakolykow z Francji"- tak brzmialo motto tego kursu i w programie bylo pieczenie mini-eklerkow, mini-brioche i macarons, co mnie w sumie najbardziej interesowalo......

Pani Beate jest na pewno kompetentna i bardzo cierpliwa nauczycielka, w kursach bierze udzial przewaznie 5-6 osob, wszystkie czynnosci sie niejako razem wykonuje lub na zmiane, jesli chodzi o wyciskanie jakichkolwiek mas na blache czy formowanie czegokolwiek.
Szkolka ma w swojej ofercie rozne tematy, jak pieczenia tart, zdobienie tortow, w adwencie pieczenie stolli, ciasteczek, czy dwudniowy kurs robienia pralinek. Kazdy miesiac ma jeden tematyczny kurs, np. francuskie wypieki wlasnie, w listopadzie wloskie lub w styczniu tematem miesiaca bada wypieki z cytrusami.


Na pewno jest to bardzo ciekawa oferta przede wszystkim dla poczatkujacych cukiernikow, jakich wczoraj wlasnie moglam na tym kursie zaobserwowac.
Na poczatku kazdy dostal kartke z przepisami i dlugopis do reki, aby mogl prowadzic wlasne uwagi do kazdego z przepisow, nastepnie zabralismy sie do pracy, czyli najpierw odwazenie skladnikow na brioche, ktore potrzebowaly najwiecej czasu- wyrabianie ciasta i czas wyrastania. Nastepnie przygotowalismy krem waniliowy do eklerkow i kremy mocca i czekoladowy do makaronikow.
Jedyna krytyczna uwage mialam do przygotowania nadzienia morelowego i truskawkowego do makaronikow, bo pani przygotowala je wczesniej i nawet nie jest podane w przepisie, co to jest , z czego i jak przyrzadzane. Wiadomo, ze mozna samemu poczytac w internecie i sie dowiedziec, ale to jedno male niedociagniecie niezbyt mi sie podobalo, gdy gotowa mase-konfiture musielismy wziasc do reki i nadziewac nimi makaroniki.......no coz......

Makaroniki.....................tja................. tyle sie na blogach o ich przyrzadzaniu naczytalam, ze balam sie za nie zabierac, tym bardziej, ze wydawalo mi sie, ze dwa razy robilam wszystko poprawnie, a i tak mi nie wyszly, wiec podchodzilam do nich, jak pies do jeza i z wielkim nabozenstwem......
Jakiez bylo moje zdziwienie, jak po odwazeniu skladnikow nie nastapilo nic takiego, jak przesianie mielonych migdalow, czy odstawienie blachy z makaronikami do przeschniecia zanim sie je wstawi do pieca......
Bialka byly naprawde dosc dlugo ubijane, potem wsypana zostala czesc cukru pudru, chwilke przemiksowane i ostatecznie zostaly wmieszane migdaly (ze sie tak wyraze- chamsko grubo mielone) z nastepna czescia cukru pudru....
Czesc masy zostala zafarbowana (paroma kroplami czerwonego farbnika spozywczego lub paroma kroplami syropu mocca i czekoladowe otrzymaly ciut kakao) , napelnione zostaly rekawy cukiernicze i wyciskalismy mase na blachy wylozone papierem do pieczenia.
Zadnej poboznosci....zadnego "modlenia sie" nad ich przyrzadzaniem.........czyzbym sie mylila i tylko po prostu nie chcialy mi w domu wyjsc jak nalezy????? zloscliwosc rzeczy spozywczych???? nie wiem......ale sie przekonam, bo kurs kursem, ale wkrotce powtorze pieczenie ich znowu w warunkach domowych u siebie, no i wtedy zobaczymy......
Na razie mam niesamowita satysfakcje, ze nam wyszly, nie moge sie napatrzyc na nie, mimo, ze wiele z nich ma rozne ksztalty, to jak dla mnie wyszly idealnie.....

Skladniki:
Makaroniki:
- 90 g bialek
- 80 g cukru pudru
- 90 g mielonych migdalow
- 145 g cukru pudru
Bialka ubic na sztywna piane, dosypac po troche te mniejsza czesc cukru pudru, zmiksowac. Nastepnie po troche wsypywac cukier puder z tej wiekszej czesci i mielone migdaly i delikatnie mieszac z piana.Wlac do rekawa cukierniczego i wyciskac nieduze kleksy masy na wylozona papierem do pieczenia lub mata silikonowa blache.
Piec w 150° ok. 15- 20 minut przy uchylonych drzwiczkach piekarnika.
** Napisalam tak, jak rzeczywiscie wczoraj je robilismy i ze to wcale tak strasznie skomplikowanie nie wygladalo, ale jak wspomnialam, jestem ciekawa, jak te same czynnosci wyjda mi podczas proby w mojej kuchni......
P.S. pani miala bialka z kartonika (dzieki za uwage Szarlotku) , wiec moze tu lezy tajemnica makaronikow?????
Krem czekoladowy:
- 75 g smietanki
- 75 g ciemnej czekolady (uzywalismy 63%)
Smietanke zagotowac, zdjac z pieca i wsypac posiekana czekolade, rozmieszac.
Krem mocca:
- 35 g smietanki
- 1/2- 1 lyzeczki kawy rozpuszczalnej
- 140 g bialej czekolady
Smietanke zagotowac z kawa, zdjac z ognia, wsypac posiekana biala czekolade i dobrze rozmieszac- sama sie rozpusci w goracej smietance.

Gotowe makaroniki przekladac kremami.
Kremy- masy morelowa i truskawkowa wygladaly mi na troche zageszczone konfitury po prostu.

Przepraszam za ilosc i jakosc fotek, nie moglam sie oprzec, ale oswietlenie tam pozostawialo wiele do zyczenia.....
Acha....jeszcze jedno......kazdy uczestnik kursu dostal ladny dyplom :) :)